Oczywiście nasuną się tutaj dwa nieuchronne pytania. Pierwsze będzie takie, jak się Etude ma do Ultimy. A drugie zaś – to jak się ten wzmacniacz plasuje na ekliptyce urządzeń, które kosztują w okolicach około dwudziestu tysięcy złotych. Zacznę może od tej pierwszej kwestii. Otóż i Etude i Ultima to wzmacniacze oferujące bardzo dużą dawkę plastyki. Przy czym Ultima daje oczywiście większy wgląd w nagranie i, co chyba oczywiste, napędzi praktycznie wszystkie kolumny na rynku bez większego problemu. Jednakże, jak to w audio bywa, sprawy wcale nie są takie oczywiste, jakby się wydawało i tutaj powiem coś dla niektórych dość kontrowersyjnego. Otóż jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, kiedy to właśnie Etude może lepiej wkomponować się w dany system, aniżeli nawet będąca obiektywnie lepszym wzmacniaczem Ultima 5.
Bo, i to odniosę do innych urządzeń w tym zakresie cenowym, Etude ma właśnie magię konstrukcji na jednej, maksymalnie dwóch parach lateralnych tranzystorów na kanał. Etude pokazuje też, że dobry wzmacniacz liniowy wciąż jest w stanie pokazać, że patrząc stricte z muzycznego punktu widzenie – klasie D jednak dalej trochę brakuje. Jednocześnie widziałbym ten wzmacniacz, jako doskonałą propozycję dla wszystkich tych, którzy nie chcą bezdusznego tranzystora, a urządzenie, które po prostu gra muzykę. Bo Chord Etude ma właśnie ten dość specyficzny rodzaj magii, ten szczególny charakter brzmienia, który sprawia, że zapominamy o technikaliach i zaczynamy po prostu słuchać muzyki. I o ile tym akurat razem nie będzie nagrody „Wybór Redakcji”, to zdecydowana rekomendacja już jak najbardziej.